Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam Moją Bajkę o zdjęciach.
O fotografii, aparatach, moich początkach i tym, co lubię najbardziej. Blog jest połączeniem dwóch moich pasji - kuchni i fotografii właśnie. Pierwsze zdjęcia zaczęłam robić dawno temu, bo w wieku 13 lat. Wtedy trafiłam do pracowni fotograficznej w Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy i tam powoli uczyłam się podstawowych technik. Uzbrojona w Zenita 12 XP i kilka rolek czarno-białych klisz chodziłam i robiłam zdjęcia wszystkiemu wokół. Potem przychodziłam do pracowni i wywoływałam, najpierw filmy potem zdjęcia. Robiłam miliony próbek, siedziałam w ciemni przy czerwonej żarówce i się uczyłam. Powoli, nie raz, nie dwa, wkurzona i zniechęcona miałam ochotę rzucić wszystko w kąt, ale jakoś przetrwałam ;-) To uczucie, gdy powoli na kartce papieru fotograficznego pojawia się konkretny, wcześniej widziany kształt jest nie do opisania. Bardzo mi tego brakuje. Potem przerzuciłam się na zdjęcia cyfrowe, wygoda lustrzanki, któraą podłączam do komputera i wszystko już w nim jest, jest nieoceniona. Każda technika ma swoje plusy i minusy.
 |
Początki mojej bajki - kilka zdjęć wybranych, z czasów, gdy częściej fotografowałam ludzi niż jedzenie :) |
Często pada pytanie jakim aparatem robię zdjęcia, otóż odpowiadam, że jest to już kilkuletni Canon 400d. Jednak z całą pewnością najważniejszą sprawą są tutaj obiektywy. Ja jestem przekonana, że nie ma lepszego obiektywu do zdjęć jedzenia, niż stałoogniskowy 50mm f.1/8 (na zdjęciu). Jest to jasny obiektyw, który jest w stanie sprawić, że większość rzeczy, którym robimy zdjęcia naprawdę będzie wyglądać apetycznie. Głównie jest to kwestia małej głębi ostrości. Zobaczcie na zdjęciu poniżej. Jest różnica :) Polecam, szczególnie, gdy ktoś chce rozwinąć swoje skrzydła w fotografii kulinarnej.
 |
Fot.1 zdjęcie zrobione obiektywem "pięćdziesiątką", fot.2 ten sam aparat - obiektyw podstawowy 18-55. |
Co do samych zdjęć jedzenia, pierwsza rzecz, która ma znaczenie: ŚWIATŁO! Ja zawsze robię zdjęcia w świetle dziennym, po prostu wiem, że tylko takie będą wyglądały apetycznie. Próbowałam z lampami, próbowałam z softboxami. Nie, światło dzienne i koniec. ;)
Po prostu trzeba znaleźć sobie jak największe okno, uniknąć ostrego słonecznego światła (możemy je „zmiękczyć” jakimś jasnym, półprzezroczystym materiałem) i działać. Efekt gwarantowany.
Kwestia stylizacji zdjęć. Możecie wejść na początkowe wpisy z mojego bloga i zobaczyć, że kiedyś nie miało to dla mnie specjalnego znaczenia. Jednak z czasem zrozumiałam, że nie tylko potrawa musi wyglądać apetycznie, ale i też jej otoczenie. Stąd też zbieram stare deski od zaprzyjaźnionego stolarza, kawałki materiałów, sztućce, talerzyki, małe buteleczki, wstążki, sznurki, wszystko co można twórczo wykorzystać. Jednak uważam, żeby nie przesadzić. Nie jest sztuką wrzucić na jedno zdjęcie, wszystkie gadżety jakie wpadną nam w ręce. Jak zawsze – umiar jest w cenie.
 |
Fot.1: zbieram wszystko, co mogę pokazać na zdjęciu. Fot.2 - mój ukochany aparat. |
Kadry. Zawsze zaczynam od góry. Uwielbiam zdjęcia jedzenia „z lotu ptaka”. Gwarantuję, że większość potraw z tej perspektywy wygląda zaskakująco dobrze. Nie raz już wspinałam się wysokości, podtrzymywana przez „towarzyszy”. Jednak, gdy tylko mogę – układam całość kompozycji na podłodze, to wygodne i pozwala szybko zmieniać układ. Potem staram pokazać się jak najbliżej, to co przygotowałam. Ważne jest wtedy tło, patrzmy czy czasem w zdjęcia nie wkrada się nam coś, co zupełnie odwróci uwagę od reszty.
Po tym wszystkim po prostu zgrywam zdjęcia na komputer, odpalam prosty program graficzny do korekcji kolorów (np. PhotoScape) lub czasem, gdy jest ciężko, Photoshopa i działam. Tak naprawdę wszystko musi być w porządku, już gdy robimy zdjęcie.
 |
Ujęcie z lotu ptaka - polecam, daje duże możliwości układania kompozycji :) |
To czego się nauczyłam przez ostatnie kilka lat prowadzenia bloga to tylko moje doświadczenia. Nie jestem żadnym specjalistą, tylko amatorem, ale po tym czasie po prostu już wiem, że to moja bajka ;-) Moment, kiedy po tym jak zrobię zdjęcie, wrzucę je na bloga i czytam „O boże!!! Ślinię się na sam widok!” (pisownia oryginalna) to jest właśnie to, co lubię najbardziej.
1 komentarze:
Dziękuję za każdy komentarz :)